o mnie
Studia: Fotografia na Wydziale Realizacji Obrazu Filmowego Telewizyjnego i Fotografii w Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania w Łodzi, Historia na Wydziale Humanistycznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Montaż Filmowy i Telewizyjny w Akademii Filmu i Telewizji w Warszawie. W 2009 r. uzyskał stopień doktora sztuki filmowej w dziedzinie fotografii na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. W 2020 r. uzyskał stopień doktora habilitowanego w dziedzinie sztuki na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, a w 2021 otrzymał tytuł profesora uczelni.
Od 2003 roku prowadzi zajęcia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, obecnie prowadzi Pracownię Fotografii na Wydziale Scenografii ASP. W latach 2010 – 2015 prowadził Pracownię Fotografii w Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych w Warszawie.
Oprócz fotografii zajmuje się projektowaniem graficznym. Projekty wielu wydawnictw, albumów, katalogów, plakatów, logotypów, identyfikacji wizualnych, m.in. identyfikacja wizualna II linii metra w Warszawie.
Ma na swoim koncie około 30 wystaw indywidualnych i 80 zbiorowych w kraju i za granicą oraz ponad 20 nagród i wyróżnień za projekty wydawnictw. M.in. nagrody w konkursie „Najpiękniejsza Książka roku”, „Nagroda Honorowa Bibliofilów Polskich” nagrody w konkursie Obsesja Papieru: trzykrotnie „Mistrzostwo na Wielką skalę”, dwukrotnie: „Mistrzowski Projekt” oraz „Mistrzowska kreacja”.
Jest założycielem Fundacji „Pracownia Sztuki” wspierającej twórczość i działalność artystów. Zasiada w zarządzie sekcji plastycznej ZAiKS.
Prace znajdują się w galeriach oraz prywatnych kolekcjach w Polsce i za granicą, m. in. zbiorach „Polska Fotografia Kolekcjonerska”. Prace były publikowane w wielu wydawnictwach, m.in. przez Brytyjskie Królewskie Stowarzyszenie Fotograficzne – Royal Photographic Society.
"Sekrety pod kluczem" Monika Małkowska
Duże, czarno białe zdjęcia. Kompozycje, które poza wizualną atrakcyjnością i wysmakowaniem coś sugerują, z czymś się kojarzą – lecz nie masz pewności co do ich znaczenia. Jakiś detal rozpoznajesz: o, klucze; tam spinacz; tutaj pewnie tarka. Dalej nic. Rozeznanie kilku elementów do niczego nie prowadzi. Tajemnica pozostaje niezgłębiona, co z jednej strony fascynuje, z drugiej – irytuje. Bo jak to, tyle już wiemy o świecie, zwłaszcza o jego stronie wizualnej; makro, mikrokosmosie; życiu podwodnym, podniebnym, wewnętrznym. Ba, w każdej chwili mamy wgląd w to, co dzieje się wewnątrz nas samych – roentgen, USG, sondy z kamerami.
Tymczasem Mariuszowi Gajewskiemu udało się wyłowić z najbliższych ludzkich okolic byty sekretne. Może są tylko złudzeniem? Lecz gdyby, nie rzucałyby cieni. A może to właśnie cienie? Też nie. Obiekty zarejestrowane przez Gajewskiego mają wyraźnie trzy wymiary: masę, fakturę, tkankę, strukturę. Aparat fotograficzny to chwyta. Czemu więc z odbitek uciekają realia? Dlaczego gubimy się w domysłach, co dana praca przedstawia?
Man Ray, czyli Emmanuel Rudzitsky wykombinował, że każda rzecz w negatywie zyskuje inną wartość tak plastyczną, jak znaczeniową – czego świadectwem jego rayografie czy pseudosolaryzacje. Co więcej, pierwszą z tych technik można stosować bez użycia kamery. Wygoda! Do tego efekty, jak zabawa z duchami.
Gajewski na oko wydaje się spokrewniony z Rayem. To koligacja na poziomie koncepcji obrazu i odczuwania rzeczywistości. Nasz artysta nie kładzie przedmiotów na papierze światłoczułym, nie eksperymentuje z wielokrotną ekspozycją. Posługuje się zwykłymi aparatami, analogowym bądź cyfrą, bez fotoshopowych ingerencji. Jego metoda polega na operowaniu zmienną głębią ostrości. Jednak technikalia nie stanowią o jakości dzieła. W tym przypadku zabiegi techniczne schodzą na dalszy plan wobec pytanie: jak on to zrobił, że uchwycił duszę materii?
Nie ma abstrakcji, upierał się Picasso. To, co wydaje się kompozycją nieprzedstawiającą, w istocie jest przetworzeniem rzeczywistości. Syntezą, uproszczeniem, aż do zaniku czytelności. Czasem wystarczy przekręcić coś do góry nogami, już znika znaczenie – jak dowodzi przypadek z „wynalezieniem” abstrakcji przez Kandinsky’ego. Innym razem przedmiot gubi swój pierwotny sens poprzez zmianę kontekstu – o czym świetnie wiedzieli dadaiści i surrealiści. Sposobów na odrealnienie konkretów jest mnóstwo – czego dowodem niemała część plastycznych trendów od końca XIX wieku do dziś. A ile indywidualnych rozwiązań!
Mariusz Gajewski z pewnością nie jest niczyim naśladowcą. Raczej spadkobiercą. Można mu znaleźć kilku artystycznych antenatów. Ale to jak z dzieckiem: oczy po matce, nos po ojcu, a charakter po stryjecznym wujku. Tymczasem mały jest po prostu indywidualnością, niepowtarzalną kombinacją genów, komórek, myśli. A dusza, co z duszą? Dziedziczy się ją, czy dobry Stwórca kreuje te 21 gramów każdorarowo i zawsze na nowo?
Takie pytania nasuwają się, gdy patrzy się na sztukę jakoś swojską, zarazem niepokojącą, nie dającą się opowiedzieć, dookreślić. Sama najbardziej lubię tego typu działania. Kompozycjom fotograficznym Gajewskiego przyznaję jeszcze punkty za „lekką powagę”. To duża umiejętność – połączyć brawurową, jakby od niechcenia trafioną formę z konsekwencją. Nie tyle widoczną (bo wtedy – nuda), co intuicyjnie wyczuwalną.
Od pierwszego spojrzenia prace Gajewskiego uwodzą widza estetycznie. Oszczędne, wręcz minimalistyczne, zbudowane z kilku kontrastowych elementów, dają wrażenie przestrzeni poprzez rozmycie konturów kształtów (choć to nie zawsze stosowany zabieg). Choć zakomponowane dynamicznie, wręcz rozedrgane, mają w sobie ład. Na przekór modnej kolorystycznej kakafonii, autor stawia na czerń, biel i wynikającą ze zmieszania tych barw szarość. Operuje dużymi formami, czasem pokazanymi płasko, sylwetowo, innym razem „namalowanymi” miękko, smugami i cieniowaniem.
Najważniejsze: te zdjęcia mają w sobie światło, emitują światło. Światło staje się ich materią. Ich tajemnicą. Ich tematem. Oto jak z banalnej rzeczywistości wydobyć metafizykę.